Wyspa Heimaey archipelagu Vestmannaeyjar. Półcypel, ocean bezkresu mierzwiony przez wiatr, czerń wody z odcieniem granatu i czerń wulkanicznych skał z nutą popiołu. Pusto, pojedyncze samochody na krętej drodze. Patrzę na północ nie widząc dalekich lądowań ani innych krajów. Teraz wyspa Heimaey jest esencją Wszechświata.
Szybująca mewa płynie w wietrznej strudze czasu i istnienia. Fala ospale osiada na czarnych kamieniach skrawka lądu.
Kres oceanu ginie w mglistym horyzoncie bezczasu. Lekki teraz wiatr nadaje chwili rozleniwienie na tej surowej wyspie twardych ludzi morza i okazjonalnych turystów zawieruszonych z innych światów. My wędrowcy zatrzymujemy się tam gdzie rzuceni przez los napotykamy na wibracje duszy, piękno czy coś czego nic nazwać nie zdoła a co chwyta za serce wędrowca na szlaku.
Płyniemy więc na te wyłaniającą się z mgły wyspę przemijania...